Historia dziadka Wacława
Sukcesja kojarzy się wielu osobom z wielkimi firmami rodzinnymi jak: Blikle, Black Red White, Comarch, Ochnik, Koral, itp.. Ale tak nie musi być i często tak nie jest. Patrząc na definicję firmy rodzinnej, to możemy powiedzieć, iż jest przedsiębiorstwo, w którym powyżej 50% udziałów jest w posiadaniu członków największej jednolitej rodziny powiązanych więzami krwi lub małżeństwa, a sama firma jest postrzegana przez jej prezesa lub dyrektora jako rodzinna.
Chciałem Wam opowiedzieć swoją historię nieudanej sukcesji w mojej rodzinie. Zapytacie, dlaczego prezes firmy doradczej dzieli się historiami rodzinnymi? Odpowiedź jest prosta – ku przestrodze dla tych, którzy są na tej samej ścieżce do utraty całego swojego majątku. Statystyki są nieubłagane, tylko 10% firm rodzinnych przechodzi pozytywnie proces sukcesji.
Tak się składa, że zarówno po stronie mojego ojca, jak i po stronie mojej mamy moi przodkowie mieli w genach smykałkę do biznesu. Nie inaczej było w przypadku mojego dziadka Wacława oraz babci Krystyny. Oboje, a zwłaszcza dziadek, harowali (jak pamiętam, będąc dzieckiem) całe życie.
Dziadek zaczynał swój biznes jako krawiec w małej miejscowości. Z czasem dorobił się małego warsztatu krawieckiego i w momencie kiedy wydawało się, że biznes się sam rozkręca, oboje z moją babcią decydują się na zakup ziemi w pobliskiej wsi. Początkowo na własne potrzeby ale z czasem z zamysłem zarabiania na roli. To był dość karkołomny pomysł zważywszy na fakt, że w latach 50-60 XX w. wieś była bardzo biedna i słabo zmechanizowana. W zasadzie każdy raczej myślał jak z tej wsi uciec, niż w niej pozostać (oboje wychowali się na wsi, stąd może myślenie o powrocie do korzeni). Tego się już nie dowiemy. Niemniej jednak, oboje mieli szczęście, gdyż w którymś roku z lat 60 XX w. trafili idealnie z obsadzeniem pola czosnkiem, wtedy gdy czosnek osiągnął rekordową cenę. To z kolei pozwoliło im na zainwestowanie w …. szklarnie pod uprawę kwiatów ciętych oraz warzyw. Dziś to specjalnie nie robi wrażenia, ale wówczas wybudowanie szklarni ogrzewanych z nowoczesnym piecem było ogromnym wyzwaniem i wymagało niebywałej odwagi. Oboje mieli wykształcenie podstawowe, co też będzie później ich największym problemem, gdyż nie będą w stanie przyjąć do wiadomości, że inni mogą myśleć inaczej.
Gospodarstwo rozrastało się w bardzo szybkim tempie. Będąc małym dzieckiem (lata 80-90 XX w.) pamiętam dziadka, który nad ranem wychodził do pracy i wracał jak już wszyscy szli spać.
No, ale co z tą sukcesją?
Dziadkowie dorobili się jak na tamte czasu dość pokaźnego majątku, w zasadzie od zupełnego zera, nie mając wykształcenia ekonomicznego. Tu trzeba podkreślić, że zrobili to kosztem swojego zdrowia i zdrowia swoich córek, które musiały wraz z nimi ciężko pracować.
Próbując wycenić ich ówczesny majątek na nasze czasy, to ten majątek dziś byłby wart ok. 20 mln. (uwzględniając: budynki, szklarnie, powierzchnię gruntów, zysk jaki generował biznes kwiatów oraz warzyw). Dziś nie wiem czy znalazłby się nabywca za 500 tys. Szklarnie to ruina, dom do kapitalnego remontu lub rozbiórki.
O ile dobrze im poszło z samym dorobieniem się majątku, to trzeba przyznać że zupełnie nie poradzili sobie z sukcesją. Popełnili chyba wszystkie możliwe błędy z tym związane. W konsekwencji ich majątek sukcesywnie popada w ruinę, „zarządzany” przez najmłodszą córkę.
Tu pewnie wiele osób powie, tak było też w naszej rodzinie ….
No właśnie, czy byłaby szansa zmiany biegu historii gdyby:
- pomyśleli o swoim majątku jak o firmie
- zdefiniowali role członków rodzinny w swoim biznesie (nie tylko role córek, ale też wnuków, zięciów oraz być może innych członków rodziny)
- ustalili kto ma być sukcesorem
- powierzyli sukcesorowi dalsze zarządzanie ich firmą z pełną świadomością, że dalszy rozwój ich biznesu może odbiegać od ich oczekiwań
- pomyśleli, że jak nie przeprowadzą sukcesji stracą wszystko czego się dorobili
Warto poświęcić chwilę tej ostatniej refleksji, że wszystko przemija, a z czasem tracimy siły, zdrowie, i jak nie przekażemy biznesu swoim dzieciom to stracimy wszystko i to szybciej niż może się to komuś wydawać….
Kontakt
+48 12 200 29 71
Plac Szczepański 3 lok. 48
31-011 Kraków